niedziela, 25 listopada 2018

Hejka! Po Niewyjaśnione okoliczności sięgnęłam z kilku powodów: ze względu na moje zainteresowanie medycyną i anatomią oraz ze względu na bardzo ininteresujący opis. Jak oceniam moją pierwszą autobiografię w życiu? Zapraszam do dalszej recenzji!


***OPIS***


Czołowy brytyjski praktyk medycyny sądowej, dr Richard Shepherd, poświęcił swoją karierę zawodową odkrywaniu tajemnic śmierci.
Gdy ktoś umrze śmiercią gwałtowną lub z niewyjaśnionych przyczyn, zadaniem dr. Shepherda jest ustalić przyczynę zgonu. Każda sekcja zwłok to swego rodzaju zagadka kryminalna – a dr Shepherd przeprowadził ich w swoim życiu prawie 25 tysięcy. Dzięki swoim umiejętnościom, oddaniu i wnikliwości dr Shepherd jest w stanie odpowiedzieć na jedno z najtrudniejszych pytań: jak doszło do śmierci danej osoby?
Czy chodzi o seryjnego mordercę, czy o katastrofę naturalną; o zabójstwo doskonałe, czy o podejrzany wypadek – dr Shepherd nigdy nie zakłada niczego z góry, zawsze za to dąży do odkrycia prawdy. Wprawdzie był zaangażowany w najgłośniejsze sprawy, takie jak masakra w Hungerfordzie (1987), morderstwo Rachel Nickell (1992), a nawet śledztwo w sprawie wypadku księżnej Diany (1997) oraz ataku na World Trade Center (2001), lecz często to mniej głośne sprawy okazują się najbardziej zagadkowe, intrygujące, a nawet dziwaczne. Dowody przedstawione przez dr. Shepherda – zarówno w świetle jupiterów, jak i poza mediami – doprowadziły do skazania morderców, uniewinnienia osób fałszywie oskarżonych, a nawet do zaskakującego ponownego otwarcia dawno zamkniętych spraw.
Jednakże życie w cieniu śmierci, bycie naocznym świadkiem najgorszych okropieństw, co jakich zdolny jest człowiek, miało swój koszt. Dr Shepherd uczciwie opowiada, jaką cenę przyszło zapłacić jemu samemu i jego bliskim.
„Niewyjaśnione okoliczności” to fascynująca autobiografia, relacja nietuzinkowego człowieka, unikalny wgląd w niezwykły zawód, a przede wszystkim przejmujący i niosący otuchę testament tych, których życie zakończyło się przedwcześnie.

***RECENZJA***


Od autobiografii czy biografii trzymałam się z daleka od... zawsze. Za bardzo kojarzyła mi się z historią, która niestety jest obowiązkowym przedmiotem w szkole. Jednakże wybieram się na medycynę, więc kontakt ze zwłokami chcąc nie chcąc będę miała. Stwierdziłam, że książka napisana przez człowieka, który połowę swojego życia spędził ze zmarłymi może mnie w pewnym sensie przygotować na to co mnie czeka. Nie ukrywam, że sam człowiek, jak i jego anatomia sa dla mnie bardzo ciekawe, także po przeczytaniu opisu wiedziałam, że to coś dla mnie. 



Dr Richard skupia się w swojej książce na przedstawieniu nam swojej pracy, ale nie tylko od środka, czyli na zwłokach i zagadkach, ale też na tym, jak ta praca wpłynęła na jego życie prywatne. Był to zawód, w którym musiał odcinać się od uczuć, nie mógł przeżywać śmierci każdej osoby, której sekcję wykonywał, ale pokazuje też, że nie zawsze po pracy było łatwo wrócić do normalności. Oczywiście mamy tutaj też dużo spraw, którymi się zajmował. To fascynujące jak wielką wiedzę posiada i jak wiele czynników musi wziąć pod uwagę, żeby dokonać właściwego osądu, gdyż od niego często zależy życie innych osób. 

W moim mniemaniu nie ma tu szczególnie obrzydliwych czy drastycznych scen, ale myślę, że osoby bardzo wrażliwe, z talentem do wizualizacji czytanego tekstu, mogą sobie odpuścić tę pozycję. Zależy w jakim stopniu odrzuci Was opis prawdziwych zwłok czy np. rozcinania takanek. Niektórym grozy doda fakt, ze są to przypadki prawdziwe. 

Styl autora jest trochę... trudny. Jego język jest poważny, ale rozumiem, że trzeba okazać szacunek osobom zmarłym. Wszelkie naukowe pojęcia tlumaczy, także nawet jeśli te tematy nigdy Was nie interesowały, to bez problemu poradzicie sobie z lekturą. Książkę czytałam dość wolno, przyjemniej się ja odbiera robiąc sobie krótkie przerwy, a oprócz tego chciałam się jak najwiecej nauczyć i zapamiętać dużo ciekawostek. 



Mimo, że medykiem sądowym być nie zamierzam, to opisane w książce przypadki i zawód okazały się dla mnie fascynujące. Kiedy doda sie do tego fakt, że to wszystko działo się naprawdę możemy przeżyć prawdziwy szok, ale jednocześnie wpływa to korzystnie na odbiór przez czytelnika i odczuwane przez niego emocje. Serdecznie polecam! 

***MOJA OCENA***

★★★★★★★★✩✩


Pozdrawiam ciepło! 
Gosia 


Książkę otrzymałam we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

niedziela, 18 listopada 2018

Hej! Jak już pewnie wiecie z licznych postów (jeśli nie to koniecznie musicie je nadrobić) UWIELBIAM książki Sarah J. Maas. Jej książki to dla mnie mistrzostwo świata i kocham wykreowany przez nią świat i bohaterów. Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki do kolorowania do serii Dwór cieni i róż. Ta kolorowanka jest gigantycznym spoilerem, wiec jeśli masz w planach tę serię (a warto!), to zostaw ją sobie na koniec.



Zacznijmy od tego, dlaczego najpoprawniej będzie ją nazywać książką do kolorowania. Otóż zawiera ona fragment danego tomu obok każdej kolorowanki przypominając nam konkretny moment z książki. I powiem Wam, że czytając je się wzruszyłam. No masakra, wiem. Powrót do tego świata po przerwie dostarczył mi wiele radości. Wyczekiwałam tej kolorowanki od miesięcy i nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła pokolorować najcudowniejszych bohaterów na świecie.


Nie będę udawała znawcy, jednakże, według mnie, obrazki wykonane są ładną kreską. Nie licząc pierwszej kolorowanki,  ilustracje są bardzo starannie wykonane i pasują do mojego wyobrażenia bohaterów (może nie idealnie, ale jest dobrze :)).

Od dziecka nie lubiłam kolorowanek i uważałam je za rozwiązanie dla leniuchów, którym nie chce się narysować obrazka. Ja zawsze wolałam tworzyć coś swojego. Najlepiej czuję się z ołówkiem, jednakże ostatnio nie mam czasu rysować. Te kolorowanki to cudowne rozwiązanie, tylko puścić muzykę w tle i mogłabym spędzić tak całe godziny. Jeśli nie masz talentu, ani specjalistycznego zestawu kredek, to się nie przejmuj, tu chodzi o wyciszenie, zabawę i powrót do ulubionego świata. Sama nie tworzę dzieł sztuki, a moja perfekcjonistyczna dusza cierpi przy każdej krzywej linii, ale mi to sprawia radość, a to o to w tym chodzi.

Robiłam zdjęcia pod różnymi kątami, próbowałam wyostrzyć kolory w edytorze, ale aparat zjadł mi barwy z tej kolorowanki i nie potrafiłam się z tym uporać. Gdybym pokolorowała ich bardziej, to na żywo wyszliby ciemnoskórzy. Ostatecznie uznałam, że wypada Wam pokazać jakąś z moich prac, także oto ona. W rzeczywistości wygląda nieco lepiej 😂


Jeśli kochacie świat Dworów i za nim tęsknicie, to koniecznie zaopatrzcie się w tę kolorowankę. Prawdopodobnie zajmie Wam więcej czasu niż lektura książki, zwłaszcza, że niektóre ilustracje są strasznie szczegółowe i nawet nie chcę myśleć ile godzin na nie poświęcę. Jest tu przedstawionych wiele cudownym scen, chociaż osobiście bym ich trochę dodała. Nie wspominam już o Rhysie, bo dla mnie idealną ilością byłoby zobrazowanie każdej sceny z nim ❤️

Zastanawiam się nad zrobieniem Q&A, więc jeśli macie jakieś pytania, to możecie je zadać tu lub na zapisanym story na naszym Instagramie - ogrod_zycia

Pozdrawiam!
Gosia


Kolorowankę otrzymałam we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

środa, 14 listopada 2018

Cześć kochani!
W dzisiejszym poście chciałabym Wam przedstawić moją propozycję jesiennego, dziennego makijażu. Moją modelką jest @kali_na22, którą mogliście już poznać, ponieważ zrobiła mi zdjęcia do większości stylizacji, które znajdziecie na blogu.

Do wykonania poniższego makijażu użyłam:

- paletki the bronze eyeshadow palette Kylie Jenner, a dokładniej cieni: Jasper, Citrine, Topaz, Tiger eye oraz odrobiny Quartz i Hematite.
- tuszu do rzęs Lovely Pump Up Curling maskary podkręcającej

Jest to leciutki makijaż na codzień, dlatego nie użyłam w nim produktów do brwi. Chociaż głównym tego powodem były sprzeciwy Kaliny :D





Podoba Wam się moja propozycja? Z jakich kolorów cieni korzystacie na codzień? A może pomijacie ten krok? Ja lubię to najbardziej w całym makijażu i to od paletki cieni zaczęła się z nim moja przygoda.

Miłego dnia,
Oliwia :)

wtorek, 13 listopada 2018

Cześć Kochani!
Dawno na blogu nie było stylizacji. Z tej przyczyny postanowiłam udać się z Kaliną (@kali_na22) na fotki i przygotować dla Was ten post.

Jeśli przeglądacie post, korzystając z komputera - kliknijcie zdjęcie, aby je powiększyć. Z poziomu telefonu maksymalnie powiększone zdjęcia wyglądają źle, dlatego dodaję mniejsze. Robię tak, ponieważ większość czytelników zagląda na blog za pośrednictwem telefonu ;)


Tego dnia postawiłam na bordowy t-shirt, biały kardigan oraz spodnie z wysokim stanem. Ostatnio dosyć często korzystam z takiego połączenia ubrań, a całość uzupełniam paskiem, (ten jest inspirowany Gucci) czarnymi botkami oraz torebką w tym samym kolorze. Moim zdaniem całość prezentuje się bardzo dobrze i idealnie podkreśla sylwetkę typu X (Wydaje mi się, że taką właśnie mam, ale mogę być w błędzie haha).

Chciałabym wspomnieć  o wadzie torebki. Tak jak widać na zdjęciu, niestety tworzą się odgniecenia. Poza tym jest bardzo fajna, w środku ma kilka przegródek, które ułatwiają organizację. Oprócz rączek nie ma dodatkowego paska.

Co do paska - mam go od końcówki sierpnia i jego stan jest bardzo dobry z wyjątkiem wewnętrznej strony, a konkretniej przy dziurkach. Nie jest to uciążliwa wada, aczkolwiek wolałam o niej wspomnieć :).

Mam do Was pytanie. Chcielibyście przeczytać na blogu post z przeglądem kalendarzy adwentowych? Chętnie bym taki post przygotowała :) Planuję nawet wybrać jakiś, może mi pomożecie? Hihi














Spodnie - Sinsay (nie mogę ich znaleźć na stronie, ale stacjonarnie powinny być dostępne) rozmiar S
T-shirt - Sinsay rozmiar M
Kardigan - Sinsay (niestety na stronie już go nie ma) rozmiar S
Torebka - H&M (mam czarną, ale na stronie obecnie jest czerwona i szmaragdowa, więc nie wiem co się stało) one size
Buty - CCC rozmiar 38
Pasek - Pimkie rozmiar XS

Miłego dnia,
Oliwia

poniedziałek, 12 listopada 2018

Cześć!
W komentarzach pod ostatnią wishlistą pisaliście, że spodobał Wam się post umieszczania takiego wpisu co sezon. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować moją jesienną wishlistę.




1. Ten produkt zawładnął nad polskim Instagramem. Mowa tutaj o palecie firmy Miyo makeup we współpracy z @beautyvtricks. Codziennie przeglądając Insta widzę konkursy, posty z maijażmi i recenzjami paletki. Nie dziwię się - jest prześliczna! Bardzo spodobała mi się jej różnorodna kolorystyka i mam nadzieję, że przy następnym - niestety już ostatnim - rzucie uda mi się ją kupić ❤️
LINK

2. Ostatnio pisałam o pędzlach firmy Zoeva i nic się nie zmieniło - nadal są w mojej wishliscie, ale słyszałam, że pędzle Jessup też są dobre. Co o nich sądzicie? LINK

3. Nowością na rynku jest paletka Hudy Beauty - The Nude. Kiedy tylko zobaczyłam te błyszczące cienie ułożone w mozaikę... przepadłam. Jednak kolory matów są dosyć pospolite, więc nie wiem do końca co o niej myśleć... Jaka jest Wasza opinia? LINK

4. Skoro jestem już przy firmie Huda, to wspomnę o nowych paletkach Obsessions, których nie mogło tutaj zabraknąć. Mnie najbardziej spodobała się wersja Topaz, a Wam? LINK

5. Ostatnio do Sephory weszły dwie nowe marki. Najświeższą z nich jest Anastasia Beverlyhills. Produktem, który najbardziej przypadł mi do gustu, to paleta Soft glam. Jaki kosmetyk z kolekcji Anastasii podoba Wam się najbardziej? LINK

6. Jeśli już mowa o marce Anastasii Solano, chciałabym też wspomnieć o glow kicie. Najbardziej podona mi się Dream i zamieszczam go w mojej wishliście :) LINK 

7. Kolejną nowością w Sephorze jest marka Rihanny - Fenty Beauty. Kiedy tylko zeswatchowałam złoty rozświetlacz... Sami wiecie. Jest taki śliczny. LINK

8. Opinie na temat tego produktu są różne. Niektórzy go polecają, inni nie polubili podkładu Fenty Beauty. Jakie jest Wasze zdanie? Testowałyście? LINK

9. Jedną paletę Kylie już poznałam i bardzo się polubiłyśmy :) Z tej przyczyny nie mogło zabraknąć nowości firmy Kylie Jenner w tym spisie. LINK

Ode mnie to już na dzisiaj wszystko. Mam jednak jeszcze pytania do Was :)

1. Jakie produkty znajdują się na Waszych wishlistach?
2. Jakie kosmetyki polecacie mi przetestować?
3. Chcielibyście przeczytać na blogu post z przeglądem kalendarzy adwentowych?

Miłego dnia
Oliwia

niedziela, 4 listopada 2018

Hejka! Dzisiaj przybywam ze Zdradzieckim sercem, czyli drugim tomem Fałszywego pocałunku z cyklu Kroniki ocalałych. Pierwszy tom okazał się wielkim zaskoczeniem, gdyż książka zapowiadała się przeciętnie i schematycznie, ale jak już udało mi się ją wygrać w konkursie, to przeczytałam i okazała się niemałym zaskoczeniem. Link do recenzji znajdziecie tutaj.




***OPIS***


Lia i Rafe, przetrzymywani w barbarzyńskim królestwie Vendy, mają niewielkie szanse na ucieczkę. Kaden, niedoszły zabójca Lii, z całych sił pragnie ją ocalić, dlatego mówi Komizarowi, że dziewczyna ma dar.
Przywódca zaczyna się interesować Lią bardziej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nic jednak nie jest oczywiste: Rafe okłamał Lię, ale poświęcił własną wolność, by ją chronić; Kaden, który miał ją zabić, ocalił jej życie; mieszkańcy Vendy, których Lia zawsze uważała za barbarzyńców, zaskoczyli ją, gdy zaczęła wśród nich przebywać. Walcząc z tradycją, w której ją wychowano, z darem i własną tożsamością, księżniczka musi podjąć decyzje, które wpłyną nie tylko na jej kraj, lecz też na jej przeznaczenie.

***RECENZJA***


Jakim cudem książka, która zapowiadała się tak przeciętnie znalazła się na liście moich ulubionych? No przeciętna to ona jednak nie była. Zaskoczyła mnie pod wieloma względami. Jakie mam wrażenia po 2 tomie?


Lia to jedna z moich ulubionych bohaterek literackich. W pierwszym tomie już mi zaimponowała porzuceniem księżniczkowych nawyków, ale teraz lubię ją coraz bardziej. Dziewczyna knuje intrygi, jest sprytna, odważna, a przy tym mądra. Budzi ona mój podziw. Co do męskich bohaterów... Szok, ale nie mam faworyta. Obu bardzo lubię i mimo, że żaden nie jest Rhysem z Dworów, to są to dobrze wykreowane postacie. Inni też nie odbiegają poziomem, są barwni i doskonale uzupełniają stworzony przez autorkę świat.

Akcja prawie całej książki odbywa się w Vendzie i wciąga nas w swój klimat i do brutalnego świata. Pełen jest on sekretów, tajemnic i ciekawych zwyczajów. Nie ma jakiejś bardzo dużej ilości drastycznych scen, jest śmierć i cierpienie, ale osoby o słabych nerwach nie mają się czego obawiać. Książka bardzo wciąga. W pewien piątek wróciłam do domu, zobaczyłam paczkę, rozerwałam karton, zaczęłam czytać i od razu przepadłam. Następnego dnia oczywiście trzeba było się uczyć, ale wyrywałam każdą wolną minutę na czytanie tej pozycji.


Szkoda, że Lia jeszcze nie do końca rozumie swój dar, liczyłam, że zaskoczy w tej książce wszystkich swoimi zdolnościami. Na szczęście poznaje go coraz lepiej, więc liczę, że ten wątek w 3 tomie powciska wszystkich w fotele :)

Ten tom jest trochę słabszy od Fałszywego pocałunku, jednakże mnie nie zawiódł, a wręcz bardzo mi się podobał. Jestem ogromnie ciekawa zakończenia tej trylogii, bo nie jestem w stanie przewidzieć co tam się stanie. Nie jest to typowa i schematyczna seria dla młodzieży i jestem pewna, że będziecie zadowoleni z lektury.

***MOJA OCENA***

★★★★★★★★★☆


Pozdrawiam serdecznie!
Gosia


Książkę otrzymałam we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

piątek, 2 listopada 2018

Cześć!
Po dłuższej przerwie postanowiłam zawitać tu na nowo i przygotować dla Was post z ulubieńcami kosmetycznymi tej jesieni. Postaram się o to, aby posty pojawiały się tu coraz częściej. Jutro wybieram się na sesję fotograficzną w jesiennej scenerii. Mam nadzieję, że efekty Wam się spodobają. Zachęcam Was do zaobserwowania mojego fotografa na Instagramie @kali_na22 :).

Jeśli przeglądacie post, korzystając z komputera - kliknijcie zdjęcie, aby je powiększyć. Z poziomu telefonu maksymalnie powiększone zdjęcia wyglądają źle, dlatego dodaję mniejsze. Robię tak, ponieważ większość czytelników zagląda na blog za pośrednictwem telefonu ;)

Przejdźmy jednak do tematu dzisiejszego wpisu.





Jeśli chodzi o produkty do ust, to tej jesieni zdecydowanie stawiam na matowe, płynne pomadki. Na miano ulubieńców w tej kategorii zdecydowanie zasłużyły kosmetyki Huda Beauty w kolorze Bombshell i Maybelline Super Stay Matte Ink 130 self-starter. W kwestii trwałości wygrywa Maybelline - naprawdę ciężko naruszyć ją czymkolwiek. Natomiast Huda jest bardziej komfortowa w aplikacji oraz użytkowaniu, ponieważ nie wysusza ust i ma lepszy aplikator. Niedługo przygotuję post z recenzją wspomnianych  produktów, więc na razie nie będę zdradzała więcej informacji :)


Kolejnym produktem, którego używam bardzo często, jest tusz do rzęs BAD gal Lash. firmy Benefit. Pisałam o nim już wcześniej w tym poście. Pisałam go, gdy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, dlatego tekst nie jest rozbudowany, a zdjęcia - ciemne :D. Latem królował  u mnie produkt z Miyo, jednak ostatnio powróciłam do mojego starego ulubieńca.





Kosmetykiem, którego nie polubiłam od pierwszego użycia jest paleta Sophx Extra Spice firmy Makeup Revolution. Na początku bardzo nieprzyjemnie pracowało mi się z tymi cieniami, jednak wraz ze wzrostem moich makijażowych umiejętności wzrosła również przyjemność z pracy tą paletą. Dlatego, jeśli jesteście początkujący i lubicie lekkie makijaże, bardziej polecam pierwszą paletę Sophx tej samej firmy. Recenzja paletki Sophx Exstra Spice pojawi się za jakiś czas na blogu, dlatego nie zdradzę Wam większej ilości szczegółów. Oprócz tego, że mimo licznych zalet, ma swoje wady...

Totalnym hitem ostatnich miesięcy określam korektor Lovely Liquid Camouflage. Nie rozstawałam się z nim przez długi czas. Używałam go jako podkładu, korektora, bazy pod cienie czy do zrobienia makijażu typu cut crease. Wadą jest to, że bardzo szybko się kończy :(.


Kolejną perełką jest rozświetlacz Silver z Lovely. Mam w swojej kolekcji rozświetlacze dające mocniejszy błysk, jednak mają one duży pigment i drobiny brokaty. Ten zaś, daje piękną taflę błysku przy delikatnym napigmentowaniu.  Na zdjęciu poniżej starałam się Wam jak najlepiej przedstawić swatch. Wyszło, jak wyszło... Mam nadzieję, że coś zauważycie :D



Ostatnią rzeczą, o jakiej chciałabym napisać w tym wpisie, jest sypki puder ryżowy firmy Mohani. Świetnie matowi skórę, a do jego wykonania użyto składników pochodzenia naturalnego. Czego chcieć więcej?

To już koniec mojej jesiennej listy ulubionych kosmetyków. Jakie znalazły się na Waszej liście? Jestem ciekawa też, czy podobają Wam się zdjęcia w takiej jesiennej scenerii? Dajcie znać w komentarzach.
Miłego dnia!
Oliwia

czwartek, 1 listopada 2018

Hejka! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki, na którą czekałam bardzo długo i byłam zachwycona możliwością powrotu do mojego ukochanego świata. Jak oceniam najnowszą powieść mojej ulubionej autorki?




***OPIS***


Uwielbiana autorka powraca z kolejną odsłoną cyklu Dwór cierni i róż!
Akcja powieści toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach z Dworu skrzydeł i zguby. Historia opowiedziana jest z perspektywy Feyry i Rhysa, którzy wraz z przyjaciółmi zajmują się odbudową Dworu Nocy oraz miasta, które uległo znacznym zniszczeniom podczas wojny. Na szczęście zbliża się czas Przesilenia Zimowego, a z nim wyczekiwane ułaskawienie. 
Jednak mimo świątecznej atmosfery duchy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Feyra, która będzie obchodziła swoje pierwsze Przesilenie Zimowe, odkrywa, że najbliższe jej osoby są znacznie bardziej poranione, niż można by przypuszczać. A to może mieć znaczący wpływ na przyszłość Dworu i całego ich świata.


***RECENZJA***


Dla kogo jest ta książka? Dla osób, które pokochały świat, bohaterów i relacje między nimi stworzone przez Maas. Dla kogo nie jest? Dla osób, które uwielbiają tę serię za wartką akcję. Nie będę Was już trzymać w napięciu i po prostu powiem, że ledwo odrywałam się od tej pozycji i jestem nią oczarowana.

Historia ukazana w Dworze szronu i blasku gwiazd pokazuje, jak królestwo i jego mieszkańcy powstają z popiołów. Zazwyczaj w literaturze po wojnie następuje zakończenie "żyli długo i szczęśliwie" i koniec. Sarah J. Maas przedstawia czas, o którym autorzy zapominają.



Bohaterów raczej nie muszę Wam przedstawiać, ale w tej książce możecie poznać ich bliżej. Nadal są cudowni i zabawni. Często podobają mi się postacie różnych powieści, jednak do tych mam wyjątkowy sentyment. Na moim prywatnym Instagramie obserwuję mnóstwo fanowskich profili z rysunkami i wymyślonymi dialogami bohaterów - ciągle mi mało.

Akcji, w znaczeniu walk itd., to tutaj nie ma. Nie narzekałabym gdyby jakieś się pojawiły, ale jednocześnie ich brak mi nie przeszkadzał. Wspomniałam Wam już, że Dwór szronu i blasku gwiazd opiera się na relacjach między bohaterami. Przygotowują się do Zimowego Przesilenia, które jest odpowiednikiem naszych Świąt Bożego Narodzenia, dlatego jest to idealna pozycja na zbliżające się święta.


Atmosfera jest w większości przyjemna, jednakże nie jest idealnie przez cały czas. Prawdę mówiąc... nie wiem czy ta książka jest obowiązkowa. Na pewno stanowi ona most łączący dalszą część serii, która będzie z perspektywy Nesty. Stanowi ona przedsmak tego, co nastąpi. W kolejnych tomach nie powinno zabraknąć walk, może nawet wojny. Część informacji na pewno będziecie chcieli usłyszeć, także myślę, że warto.

Cieszę się, że mogłam wrócić do tego świata, chociaż obawiałam się czy to spotkanie będzie dobre. Mam świadomość, że nie każdemu przypadnie ta książka do gustu. Myślę, że jest to pozycja dla osób, które kochają twórczość Maas i uwielbiają bohaterów przez nią wykreowanych. Ja ją serdecznie polecam, a informacje w niej zawarte mogą się przydać w kolejnych tomach.

***MOJA OCENA***

★★★★★★★★★☆



Pozdrawiam serdecznie
Gosia

Książkę otrzymałam we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.