Hej kochani! Jeśli jeszcze nie wiecie, to muszę Was uświadomić, że uwielbiam filmy Marvela z całego serca. Na pewno nikt z Was nie pominął też faktu, iż Avengers: Endgame jest już w kinach - w końcu odniósł spektakularny skuces. Mimo, że nie jest to blog poświęcony recenzowaniu filmów, to czuję, że muszę napisać ten post i podzielić się moimi emocjami. UWAGA SPOILERY!
Po zakończeniu Avengers: Infiniti War siedziałam w kinie z otwartą buzią w totalnym szoku i zachwycona filmem. Czekałam na Endgame miesiącami, jednocześnie chodząc na wszystkie ekranizacje, które pojawiły się w międzyczasie, które tylko podsycały mój apetyt. YouTube i Instagram również nie pozwalały mi zapomnieć o nadchodzącej premierze. Wysłuchałam dziesiątek spekulacji i omówień zwiastunów. W końcu obejrzałam tak długo wyczekiwany film. I co? Jestem zła na samą siebie, że jestem ewenementem, który nie jest zachwycony tą produkcją!
Najbardzjej boli mnie, że postać Thora została tak zniekształcona. Mój ukochany bóg piorunów popadł w depresję, przytył kilkadziesiąt kilogramów i wyhodował jakąś wiewiórkę na twarzy. Cały film miałam nadzieję, że pioruny przyspieszą mu metabolizm i wróci do formy. Jednakże to już nie jego aparycja stanowi największy problem, ale to, że jak dla mnie stał się postacią, z której ludzie mogli się głównie śmiać. Nie dostał swojej chwili sławy, przecież jest jednym z najważniejszych bohaterów uniwersum, a w kluczowej walce był prawie bezużyteczny. Nie dostał możliwości wykazania się. Uwielbiam Chrisa Hemswortha i uważam, że jego potencjał nie został wykorzystany. Mam nadzieję, że w Strażnikach Galaktyki da czadu 😉
Kapitan Marvel została wezwana na koniec Infiniti War i już wtedy budziła moje wielkie zainteresowanie. Następnie obejrzałam film o niej i polubiłam ją, mimo, że była trochę zbyt idealna i potężna, chociaż w mojej głowie pojawiła się myśl "zrobi niezłą rozróbę". No i co? No i jej nie zrobiła, musiała ratować inne światy i było jej strasznie mało. Pokładałam w niej wielkie nadzieje. Jak widziałam w zwiastunie jej krótką "pogawędkę" z Thorem, to myślałam, że powstanie między nimi niesamowita relacja pełna sarkazmu i humoru, tymczasem nie miała ona nawet szans się wytworzyć.
Seans trwał trzy godziny i nie mogę powiedzieć, że mi się dłużył, jednakże usunęłabym kilka krótkich scen, które nie wnosiły nic ważnego do fabuły, co nadałoby więcej dynamiki. Zamiast nich możnaby wcześniej dodać jakąś scenę akcji.
Wyrzuciłam z siebie żale i można pomyśleć, że widzę w tym filmie same minusy. Zupełnie nie!
Efekty były na bardzo wysokim poziomie i nadal zapierały dech. Marvel pod tym względem nie zawodzi.
Dodatkowo śmierci bohaterów, jak źle by to nie zabrzmiało, zostały bardzo ładnie zrobione. Mimo, że trafiłam na spoilery przed seansem (swoją drogą dla takich ludzi znajduje się specjalne miejsce w piekle), to wywołały we mnie wiele emocji i nie byłam w stanie powstrzymać łez. Jestem też bardzo zadowolona z zakończenia historii Kapitana Ameryki, będzie mi go brakować w kolejnych produkcjach, ale wszystko jest spójne i przemyślane. Ostatnia bitwa, w której pojawili się wszyscy bohaterowie tego uniwersum była pożegnaniem i przyjemnie było zobaczyć ich wszystkich na jednym ekranie.
Film wywołał we mnie wiele emocji i uważam, że to była dobra produkcja, jednakże ciężko mi zrozumieć zachwyt innych. Przez te wszystkie miesiące bańka z oczekiwaniami rosła, spodziewałam się czegoś niesamowicie spektakularnego, a kiedy przyszło co do czego czuję... niedosyt. Uwierzcie, chciałabym podzielać podziw innych, ale zbyt mocno wkręciłam się w ten świat i widocznie zbyt wiele oczekiwałam. Avengers: Endgame oceniam 8/10. Dla porównania Avengers: Infiniti War 10/10.
Dajcie znać jakie są Wasze wrażenia po seansie i czy znajdzie się wśród Was osoba, która podziela moje zdanie :)
Pozdrawiam serdecznie
Gosia
Po zakończeniu Avengers: Infiniti War siedziałam w kinie z otwartą buzią w totalnym szoku i zachwycona filmem. Czekałam na Endgame miesiącami, jednocześnie chodząc na wszystkie ekranizacje, które pojawiły się w międzyczasie, które tylko podsycały mój apetyt. YouTube i Instagram również nie pozwalały mi zapomnieć o nadchodzącej premierze. Wysłuchałam dziesiątek spekulacji i omówień zwiastunów. W końcu obejrzałam tak długo wyczekiwany film. I co? Jestem zła na samą siebie, że jestem ewenementem, który nie jest zachwycony tą produkcją!
Najbardzjej boli mnie, że postać Thora została tak zniekształcona. Mój ukochany bóg piorunów popadł w depresję, przytył kilkadziesiąt kilogramów i wyhodował jakąś wiewiórkę na twarzy. Cały film miałam nadzieję, że pioruny przyspieszą mu metabolizm i wróci do formy. Jednakże to już nie jego aparycja stanowi największy problem, ale to, że jak dla mnie stał się postacią, z której ludzie mogli się głównie śmiać. Nie dostał swojej chwili sławy, przecież jest jednym z najważniejszych bohaterów uniwersum, a w kluczowej walce był prawie bezużyteczny. Nie dostał możliwości wykazania się. Uwielbiam Chrisa Hemswortha i uważam, że jego potencjał nie został wykorzystany. Mam nadzieję, że w Strażnikach Galaktyki da czadu 😉
Kapitan Marvel została wezwana na koniec Infiniti War i już wtedy budziła moje wielkie zainteresowanie. Następnie obejrzałam film o niej i polubiłam ją, mimo, że była trochę zbyt idealna i potężna, chociaż w mojej głowie pojawiła się myśl "zrobi niezłą rozróbę". No i co? No i jej nie zrobiła, musiała ratować inne światy i było jej strasznie mało. Pokładałam w niej wielkie nadzieje. Jak widziałam w zwiastunie jej krótką "pogawędkę" z Thorem, to myślałam, że powstanie między nimi niesamowita relacja pełna sarkazmu i humoru, tymczasem nie miała ona nawet szans się wytworzyć.
Seans trwał trzy godziny i nie mogę powiedzieć, że mi się dłużył, jednakże usunęłabym kilka krótkich scen, które nie wnosiły nic ważnego do fabuły, co nadałoby więcej dynamiki. Zamiast nich możnaby wcześniej dodać jakąś scenę akcji.
Wyrzuciłam z siebie żale i można pomyśleć, że widzę w tym filmie same minusy. Zupełnie nie!
Efekty były na bardzo wysokim poziomie i nadal zapierały dech. Marvel pod tym względem nie zawodzi.
Dodatkowo śmierci bohaterów, jak źle by to nie zabrzmiało, zostały bardzo ładnie zrobione. Mimo, że trafiłam na spoilery przed seansem (swoją drogą dla takich ludzi znajduje się specjalne miejsce w piekle), to wywołały we mnie wiele emocji i nie byłam w stanie powstrzymać łez. Jestem też bardzo zadowolona z zakończenia historii Kapitana Ameryki, będzie mi go brakować w kolejnych produkcjach, ale wszystko jest spójne i przemyślane. Ostatnia bitwa, w której pojawili się wszyscy bohaterowie tego uniwersum była pożegnaniem i przyjemnie było zobaczyć ich wszystkich na jednym ekranie.
Film wywołał we mnie wiele emocji i uważam, że to była dobra produkcja, jednakże ciężko mi zrozumieć zachwyt innych. Przez te wszystkie miesiące bańka z oczekiwaniami rosła, spodziewałam się czegoś niesamowicie spektakularnego, a kiedy przyszło co do czego czuję... niedosyt. Uwierzcie, chciałabym podzielać podziw innych, ale zbyt mocno wkręciłam się w ten świat i widocznie zbyt wiele oczekiwałam. Avengers: Endgame oceniam 8/10. Dla porównania Avengers: Infiniti War 10/10.
Dajcie znać jakie są Wasze wrażenia po seansie i czy znajdzie się wśród Was osoba, która podziela moje zdanie :)
Pozdrawiam serdecznie
Gosia