środa, 9 marca 2022

Legenda o popiołach i wrzasku - Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska - RECENZJA

 Hejka! Dzisiaj przychodzę do Was z bardzo przeze mnie wyczekiwaną, najnowszą książką Bestselerek - Legendą o popiołach i wrzasku (LOPIW). Zapraszam do recenzji!




***OPIS*** 

 Długo zapowiadana i wyczekiwana – nowa, zupełnie inna książka Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej rozpoczynająca niezwykłą sagę fantasy! Wyobraźcie sobie połączenie „Gry o tron” i trylogii „Grisza”. To wartka i przejmująca opowieść o wojnie i odkrywaniu siebie, która rozpali was do czerwoności!

Antoinette żyje na północy, w królestwie Tesaryth. Jest pokojową pracującą w królewskim pałacu. Niespodziewanie otrzymuje stanowisko książęcej ochmistrzyni, co oznacza, że będzie zarządzać służbą tajemniczego księcia Fiyonna Corvusa. To on powoli odkryje drzemiący w niej magiczny talent, który odziedziczyła po swoich potężnych przodkiniach. Okaże się, że przeszłość Antoinette, a zarazem historia jej rodziny, wygląda zupełnie inaczej, niż jej się do tej pory wydawało.
Na południu Rosemary i Raina, księżniczki Zjednoczonego Królestwa Elendoru, stają przed wielkim wyzwaniem. Ktoś dokonuje zamachu stanu i odbiera należny im tron. Oszołomione zdradą siostry uciekają w głąb kontynentu. Zmuszone są zebrać wielu sojuszników, żeby odzyskać swój ukochany dom. Nie spodziewają się, że w międzyczasie odkryją podziemny świat, który wprawi w drganie wojenne bębny, a nad ich przeznaczeniem zawiśnie wizja nadciągającej zagłady.
Czy Antoinette przetrwa próbę i stanie się tą, na którą czekano od lat? Czy siostrzana miłość Rosemary i Rainy jest w stanie przezwyciężyć to, co nieuniknione?
„Legenda o popiołach i wrzasku” to emocjonalny rollercoaster i wstęp do fantastycznej serii, która zawładnie sercami czytelników!

 

***RECENZJA***

Rzadko ulegam działaniom promocyjnym wydawnictw, ale trzeba przyznać, że razem z dziewczynami marketing zrobił robotę i dałam się porwać fali hypu. Najpierw We need Ya stworzyło wokół tej pozycji aurę tajemniczości, a później zrobili wielki szum zwiastujący niesamowitą historię. LOPIW wydane jest przepięknie, bardzo ładny projekt okładki, która na dodatek jest twarda, co na polskim rynku samo w sobie jest rarytasem. Dodatkowo podprogowo również szedł przekaz, kiedy powtarzane było, że w środku znajdziemy mapkę i słowniczek - potencjalny czytelnik tworzy wtedy w swojej głowie wizję rozbudowanego świata. Wszystkie te elementy, w połączeniu z sympatią do autorek i przeświadczeniem, że wiedzą one, co czytelnicy lubią najbardziej, wzniosły próg oczekiwań na wysoki poziom. Czy go spełniły? Raczej nie, bo po pierwszych zachwytach, oceny innych recenzentów i moje (podczas czytania) spadały niczym kurs rubla. 


Pierwszym problemem jest ogromna ilość błędów - literówki, powtórzenia, błędna odmiana, dziwny szyk zdań - widziałam tego dużo i nie mogłam powstrzymać wrażenia, że skoro ja, jako dyslektyczka, tyle dostrzegam, to ile jest tego w rzeczywistości? Nawet na mapce zamiast Boru Granicznego widnieje Bór Sraniczny. Wydawnictwo wydało oświadczenie, że do druku wysłany został błędny plik i przeprosiło oraz zapowiedziało, że dodruk zostanie poprawiony. Nie udało mi się jednak znaleźć żadnej informacji mówiącej  o wycofaniu tej partii ze sprzedaży, mam nadzieję, że może ta wiadomość nie została podana publicznie. Kiedy przed lekturą zobaczyłam ten post, uznałam, że trudno i każdemu mogą się zdarzyć błędy, jednak przy takim ich nagromadzeniu, stwierdzam, że ta wersja nie powinna trafić w ręce czytelników.

Najbardziej irytujące okazały się jednak błędy logiczne, jedne były bardzo rażące, inne mniej. Brak konsekwencji w wielu scenach sprawiał, że czasem musiałam zrobić chwilę przerwy i się zastanowić, dlaczego dane sytuacje miały miejsce, skoro albo nie powinny go mieć, albo dałoby się ich spokojnie uniknąć.


Pierwsze 80 stron było bardzo ciężkie, do ok. 150 strony nadal lekko nie było i już zaczynałam się stresować, czy dam radę napisać recenzję tej 600-stronicowej książki. Na szczęście później czytało się już dobrze i sięgałam po LOPIW z zainteresowaniem. Ostatecznie resztę przeczytałam w 4 dni, mimo wykładów i spotkań rodzinnych. Większość tej pozycji prowadzona jest z perspektywy trzech głównych bohaterek (mówię większość, bo zdarzyły się rozdziały z perspektywy jeszcze czterech różnych osób), więc rozumiem, że przedstawienie sytuacji życiowej każdej z nich, wymagało więcej czasu, jednak mogłoby to być trochę sprawniej poprowadzone. 

Akcja rozwija się powoli, około tej 150 strony trochę przyspiesza i trzyma jednolity poziom przez większość książki, a na końcu zaczyna pędzić. Brakuje mi jednak zwrotów akcji w środku, elementów, które trzymałyby czytelnika w niepewności i strachu o losy bohaterów. 

 

Styl autorek jest przyjemny i nie miałam poczucia, że LOPIW pisany jest przez dwie osoby. Zastanawiam się jednak, czy nie podzieliły się one na rozpisanie konkretnych postaci, bo perspektywa Antoinette została znacznie lepiej przedstawiona, niż Rose czy Rainy. Sama jestem typem czytelnika, który nie lubi długich opisów i przegadanych scen, a preferuje, kiedy coś się dzieje. Paradoksalnie jednak najbardziej do gustu przypadły mi rozdziały z północy, gdyż mimo że nie znajdziecie tam zawrotnych zwrotów akcji, to otoczone są one aurą tajemniczości. Bardzo mi się również spodobała relacja książęcej ochmistrzyni z Fiyonnem, która była nieoczywista i do końca nie otrzymujemy wyjaśnień.

 

Natomiast część z południa jest pełna niekonsekwencji i płytkości, to ona budziła we mnie najwięcej negatywnych uczuć. Od momentu ucieczki księżniczek z pałacu, wszystko dzieje się bardzo szybko i niczemu nie poświęcamy większej ilości uwagi. Chwilami było to aż przykre, gdyż gdyby się zatrzymać przy niektórych scenach, to nabrałyby one głębi i robiły znacznie większe wrażenie. Tymczasem czułam się, jakbym jedynie odhaczała kolejne punkty z listy. Wątek smoków, na który wszyscy czekali, powinien otrzymać znacznie więcej uwagi, żeby czytelnik odczuł i uwierzył w tę więź. Największy szok przeżyłam, kiedy (uwaga mały spoiler) zaczęłam rozdział z perspektywy Rainy i dowiedziałam się, że ona już swoją walkę ze smokiem przeżyła, ale niewiele z niej pamięta, a dodatkowo leży sobie właśnie w ramionach mężczyzny. Naprawdę musiałam odłożyć wtedy książkę, bo nie wierzyłam, jak autor może dopuścić do takiej sytuacji, a tym bardziej Bestselerki. W tym momencie możemy poruszyć temat romansów z powierza, bo nie wiem, czy spotkałam się z jakąkolwiek pozycją, w której więź wytworzyłaby się z jeszcze większej nicości niż tutaj. W tym wątku pojawiły się dwie relacje romantyczne, w obu przypadkach podejrzewałam, że do tego dojdzie, ale nie spodziewałam się, że jako odbiorca zostanę zupełnie wyłączona z możliwości obserwowania, jak one rozkwitają, a jedynie poinformuje się mnie, że one istnieją. Stały się bardzo mało wiarygodne i uważam, że nie miały one podstaw, żeby w ogóle powstać. To jest właśnie jedna z tych sytuacji, kiedy autorki zamiast nam coś pokazać, jedynie przekazują nam fakty. Odniosłam wrażenie, że Bestselerki w ogóle zapomniały o przedstawieniu czytelnikowi przemiany emocjonalnej (ale nie tylko) bohaterów: w jednym rozdziale Rose jest załamana, w drugiej zapomina o strachu, w jednej ma gorączkę, w drugiej walczy ze smokiem, w jednej scenie Raina rozpacza i przeżywa żałobę, ale nie wraca do tematu już w żadnej innej.

To właśnie na południu znajduje się największe nagromadzenie błędów logicznych. Pozwólcie, że wspomnę Wam tylko o dwóch, których nie widziałam w opiniach innych, bo do tej pory zastanawiam się, jak to możliwe, że nikt w redakcji czy ze znajomych autorek, nie zauważył tego wcześniej. Pierwsza sprawa - reakcja na smoki. Żołnierze, dla których, tak jak w naszym świecie, są one postaciami z bajek, rzadko na nie reagują lub z nieadekwatnym natężeniem emocji. Co więcej, wyobraźcie sobie, że jesteście generałem, a ja informuję Was, że mam 4 smoki do walki. Jaka jest Wasza reakcja? Wytrzeszczacie oczy, a następnie śmiejecie się i mówicie, że to będzie dobra bitwa czy może pytacie, czy u mnie wszystko w porządku i czy przypadkiem nie uderzyłam się w głowę? Zgadnijcie teraz, która wersja pojawia się w książce. Dodatkowo, Raina bez odpowiedniego przeszkolenia, prze przez pole bitewne z mieczem i (wnioskując po opisie jej wyglądu i tym, że nadal żyje) wygląda na to, że świetnie sobie radzi z przeciwnikami z wojska. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie siedzi ona na swoim smoku i przede wszystkim, gdzie przez większość bitwy się te stworzenia podziewają. 

Tak jak możenie zauważyć, mam wiele zarzutów do wątku z południa i cierpi na tym wizerunkowo cała książka. Szkoda, bo większość tych rozdziałów wymaga poprawy, chociaż przyznaję, że gdybym miała pod ręką kolejny tom, to bym po niego sięgnęła właśnie ze względu na Antoinette. 


Wykreowany świat jest bardzo obszerny, dlatego problematyczne jest, że autorki zapomniały nas do niego porządnie wprowadzić. Sytuacja geopolityczna jest istotną kwestią, a dowiadujemy się o niej z różnych fragmentów, które ciężko jest poskładać w spójną całość. Próbowałam, ale gubiłam się w tym, więc w pewnym momencie uznałam, że po prostu to zignoruję i lecę dalej. Oby w kolejnym tomie zostało to lepiej wyjaśnione, bo informacje te, będą mieć jeszcze większe znaczenie.

System magiczny jest ciekawy, ale nie otrzymał jasnych ram. Ciężko powiedzieć, jakie są możliwości bohaterów. Dodatkowo magia między północą a południem różni się i nie jestem pewna, z czego to wynika. Ta z północy zdecydowanie bardziej mi się podoba, jest opisana w bardziej kreatywny sposób, a motyw szepczącej mocy zdecydowanie na plus. Nie dowiadujemy się jednak, jakie są inne możliwe zdolności, nie ma żadnej klasyfikacji czarownic. 

Uważam, że religia jest ważnym elementem kulturowym, zwłaszcza tutaj, gdzie nieszczególnie mamy możliwość bliżej poznać zwyczaje danych królestw. Autorki przedstawiły w swojej książce Los i Czas, które są swego rodzaju bóstwami z północy, ale pojawia się też los (nie wiem, czy tak miało być, czy to kolejny błąd, że jest to napisane z małej litery) oraz przeznaczenie. Bohaterowie z północy modlą się też do kamieni zawieszonych na szyi, ale nie zgłębiamy tematu ich duchowości. Najbardziej się zdziwiłam, kiedy pod koniec książki, nagle na południu jest mowa o bogu śmierci, chociaż szybciej nie było mowy o takich bogach. 


LOPIW nie jest najgorszą książką, nie rozumiem ocen na jedną gwiazdkę, ale na pewno nie jest to wybitna pozycja i wymaga dopracowania. Szkoda, bo widzę zmarnowany potencjał tej historii, a dokładniej jej połowy. Nie uważam też, żeby to rzeczywiście była lektura jedynie dla starszego czytelnika. Przez porównanie do Gry o tron spodziewałam się intryg i większej brutalności, a tutaj pojawia się tylko jedna ostra scena. Wydawnictwo promowało tę książkę porównując ją do wyżej wymienionej pozycji oraz trylogii Grisza, ale podobieństwa widoczne są raczej do tej drugiej oraz, co mnie zaskoczyło zwłaszcza po ostatnich filmach Bestselerek, do Sarah J. Maas. Moja ocena to 5/10. 

 

Co sądzicie o LOPIW? Czytaliście lub zamierzacie czytać?

 

Legendę o popiołach i wrzasku możecie kupić w księgarni Tania Książka, zachęcam do przejrzenia oferty książek fantasy w księgarni.

 

Pozdrawiam 

Gosia 

 

współpraca barterowa



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz ślicznie dziękuję :-)