wtorek, 22 grudnia 2020

 Witam Was w ten świąteczny czas! Chociaż muszę przyznać, że w tym roku wyjątkowo nie czuję tych Świąt. Wiadomo, że dla wszystkich będą one inne niż pozostałe, ale chyba to zamknięcie sprawiło, że grudzień przeleciał mi koło nosa. Mimo że magii u mnie brak, to pierwszy raz przychodzę do Was z recenzją prawdziwej świątecznej książki, więc zapraszam do czytania :)

 



***OPIS*** 

12 opowiadań i 12 przepisów na popisowe świąteczne dania świetnych polskich autorów.
Ktoś zginie otruty barszczem wigilijnym, czyjaś paczka na święta zgubi się w paczkomacie, ktoś upuści karpia na tory tramwajowe, ktoś się nieszczęśliwie zakocha, do kogoś w zastępstwie Mikołaja przyjdzie diabeł, a ktoś inny odkupi swoje winy bohaterskim czynem. To wszystko w niesamowitym zbiorze wigilijnych opowieści okraszone smakowitymi przepisami pasującymi do treści opowiadań. Smakowite historie na każdy dzień adwentu.

***RECENZJA***


Wigilijne opowieści to zbiór opowiadań dwunastu autorów i muszę przyznać, że większości z nich nie znałam. Do lektury zachęcili mnie tacy twórcy jak Martyna Raduchowska, Katarzyna Berenika Miszczuk oraz Alek Rogoziński, którego książki już jakiś czas temu zwróciły moją uwagę i chciałam je bliżej poznać, chociaż jeszcze nie miałam okazji. Autor ten mimo kilkudziesięciu stron do dyspozycji, na których nie można stworzyć rozbudowanej historii, naprawdę zaskoczył mnie na zakończeniu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku w końcu uda mi się przeczytać jakąś jego pozycję.

 

Ostatnio się bardzo dużo stresuję, a jednak mimo, że nie wkręciłam się szczególnie w ten wyjątkowy klimat, to uważam, że jest spora szansa, że dla wielu z Was pozycja ta sprawdzi się w tym zadaniu. Mnie niektóre z tych opowiadań napełniły spokojem i ciepłem, a nawet się wzruszyłam. Czytając je robi się przyjmie na sercu, pozwalają przychylniej spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość i poczuć radość.

Raczej nie czytam literatury obyczajowej, jednak opowiadania w tym stylu nie zniechęcały mnie. Właśnie dzięki ich krótkiej formie cieszyłam się tymi historiami i nie miałam poczucia, że brnę przez kolejne strony na siłę, jak to często bywa, kiedy zabieram się za takie książki. Dzięki zróżnicowanym autorom mamy tutaj różne gatunki literackie, dzięki czemu nie zabraknie tutaj nawet smaczków dla fanów fantastyki.

Moi drodzy, polecam Wam Wigilijne opowieści zarówno wtedy, kiedy w pędzie życia nie macie czasu na to, żeby poczuć świąteczny klimat, jak i wtedy, kiedy odliczanie zaczynacie z radością już w październiku. Polecam dla osób, które chcą chociaż na chwilę znowu spotkać ulubione postacie (co umożliwiły nam panie Miszczuk i Raduchowska), a także dla osób, które chcą poznać nowych autorów, bo to doskonała okazja do sprawdzenia, czy odpowiada nam ich styl.

Wesołych Świąt!

Gosia



Za książkę dziękuję GW Foksal. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.


piątek, 11 grudnia 2020

 Hejka! Jak pewnie już wiecie, co jakiś czas daję szansę polskim autorom, chociaż po kilku nieudanych próbach podchodzę do tematu z dystansem. O książce Ja, diablica słyszałam sporo dobrego już jakieś 5 lat temu, kiedy dopiero wchodziłam w książkowy świat. Nie było mi dane wtedy jej przeczytać, ale tytuł ten przewijał mi się tyle razy, że dzięki licznym pochwałom zapadł w pamięci. Teraz, po 10 latach nastąpił dodruk (oraz powstał 4 tom!) i miałam okazję poznać tę serię. Zapraszam do recenzji!

 

***OPIS*** 

 

 


***RECENZJA***


No dobrze, nie będę trzymać Was w niepewności. Uwielbiam tę serię, naprawdę. Opowiem o plusach i minusach, ale nie ukrywam, że wady wymienię tylko ze względu na szczerość do Was, bo dla mnie, kiedy widzę całość, nie mają znaczenia. 

Zacznę od tego, że książkę tę czyta się bardzo lekko, strona leci za stroną, a ja nie potrafiłam się oderwać. Nie jest to nic elokwentnego, ale również infantylnego, dlatego odbiór jest bardzo przyjemny. Dodatkowym plusem jest humor, umiejętnie wpleciony w treść, dzięki czemu co jakiś czas chichotałam, ale jest on dawkowany w takich ilościach, aby nie przyćmić fabuły. No na pewno bez kilku uśmiechów nie skończycie tej książki ;)

Bohaterowie... No trzeba przyznać, że również mają niecodzienną kreację, gdyż diabeł Beleth, aby zdobyć czyjeś serce postanawia usunąć sobie wszelkie przeszkody. Na przykład planując zabójstwa innego amanta. I muszę przyznać, że czekałam, aż ktoś się pozbędzie Piotrusia, bo kibicowałam Belethowi, a wizja młodego, szalenie atrakcyjnego mężczyzny i nazywanie go Piotrusiem maksymalnie kłóciły się w mojej głowie za każdym razem, kiedy o nim czytałam. Brakowało mu charyzmy, ale z diabła aż nią kipiało, więc można przeżyć. Nasza główna bohaterka jest kobietą, która umarła, trafiła do piekła i nie stała się nagle wojowniczką, która walczy niczym ninja, sieje postrach potęgą. Oczywiście nie jest ona przeciętna, ale autorka nie stara na siłę robić z niej herosa. Właściwie jest czynnikiem zapalnym, przez który ten świat trzeba ratować. I tak, będą sytuacje, kiedy będziecie chcieli wejść do książki i nią potrząsnąć, ale ostatecznie i tak uważam ją za bardzo pozytywną postać.

Akcja nie jest pełna scen walki, intryg, to nie jest pozycja, w której leją się litry krwi i potu, a jednak nie można się oderwać od lektury. Nie twierdzę, że nic tam się nie dzieje, wręcz przeciwnie, ale powiedziałabym, że są to czynności prowadzące do tej finalnej bitwy.

Cóż można powiedzieć o wykreowanym świecie i jego pomysłowości? Mnie temat diabłów i aniołów się jeszcze nie przejadł. Serii z aniołami kilka przeczytałam, ale z diabłami i demonami chyba tylko jedną, a poza tym było to już dawno temu i nie były to duże ilości. Nie spotkałam się jeszcze z wizją piekła niczym Los Angeles, gdzie ludzie trafiają z wyboru, gdyż podczas tzw. targów o dusze sami podejmują decyzję, gdzie chcą trafić. Najgorsi zwyrodnialcy trafiają w inne miejsce, a w Los Diablos osoby, które lubią się zabawić.

Ja, diablica, to książka, przy której bawiłam się świetnie: lekka i przyjemna, a jednak czuję, że cała seria zostanie mi w pamięci i prędko o niej nie zapomnę. W zeszłym miesiącu wyszedł po 10 latach 4 tom i od razu chciałabym powiedzieć, że razem z tą pozycją są one u mnie na pierwszym miejscu, więc jeśli lata temu czytaliście trylogię, to zachęcam do kontynuacji, a ja mam prośbę do autorki, żeby powstały kolejne części :)

Zaczytanego weekendu

Gosia 



Za książkę dziękuję GW Foksal. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.


środa, 4 listopada 2020

 Hejka! Dzisiaj zaproszę Was do recenzji Bratobójcy Jaya Kristoffa. Uwielbiam książki tego autora, jest on niesamowicie pomysłowy, tworzy pozycje bardzo zaskakujące i zdecydowanie nie oszczędza bohaterów, czym wyróżnia się na tle innych twórców. Jak oceniam drugi tom Wojny lotosowej? Czy warto kontynuować tę historię?

 ***OPIS***

 

 ***RECENZJA***

 

Miałam przerwę po przeczytaniu pierwszego tomu, który zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, ale po skończeniu Bożogrobia nie chciałam jeszcze rozstawać się z tym autorem.

Świat wykreowany prze Kristoffa jest stworzony z rozmachem i dokładnością, dba on o każdy szczegół. Tutaj właśnie pojawia się czasem problem, gdyż niektóre opisy są zbyt długie lub szczegółowe, więc jeśli akurat nie dzieje się nic znaczącego dla fabuły, lektura stawała się nużąca. Jednak nie było tak przez cały czas, a jedynie momentami, chociaż sprawiały one, że musiałam na chwilę odłożyć książkę.

Jeśli już jesteśmy przy minusach, to jest jeszcze jeden. Rozumiem, że to literatura młodzieżowa, ale przypisywanie bohaterom w wieku średnio 17 lat dorosłych cech i zachowań czasami działało mi na nerwy. Dodałby im po 3 lata więcej i od razu miałoby to inny wydźwięk. Oczywiście to tylko moje odczucia, Wam to akurat nie musi przeszkadzać.

Nie powiedziałabym, żeby byli to bohaterowie, z którymi poczujecie niesamowitą więź na długie lata, ale zostali bardzo dobrze wykonani i na pewno polubicie ich w czasie czytania. Mają swoją historię, indywidualne podejście i punkt patrzenia na sytuację. Na kartach powieści czujemy, że są to osobne postacie, a nie ciągle ten sam twór autora ze zmienionym imieniem. Dużym plusem jest opis relacji między konkretnymi osobami, nieprzerysowane, silne, realistyczne, więź między Buruu a Yukiko jest cudowna.

Na plus i minus jednocześnie uważam zmianę narracji co rozdział. Co chwila zmienia się perspektywa bohatera i zdarzało się, że serce biło mi szybciej, podekscytowana pochłaniałam kolejne strony i nagle... Koniec rozdziału, teraz wracamy do innej osoby. Czasem to była inna, bardzo ciekawa akcja, do której równie chętnie wracałam, ale bywało i tak, że był to jeden z nudniejszych momentów i odkładałam książkę. Mam również świadomość, że inaczej nie dało się tego załatwić, gdyż bohaterowie zajmują się różnymi sprawami w odmiennych miejscach, więc Kristoff nie byłby w stanie napisać Bratobójcy z jednej perspektywy, a gdyby tak się stało, to w ogólnym rozrachunku książka by na tym dużo straciła.

Polecam tę serię zarówno starszym, jak i młodzieży. Na pewno nie jest to pozycja dla młodszych odbiorców, bo bywa brutalnie. Osobiście uważam to za plus, pozwala się to bardziej wczuć w chwilę i lepiej wyobrazić sobie świat, który na właśnie taki jest kreowany - bezwzględny.

Pozdrawiam

Gosia 




Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.


piątek, 14 sierpnia 2020

 Hejka! Ostatnio napisałam dla Was kilka postów o serii Czarnego Maga, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dzisiaj chciałabym Was zaprosić do recenzji finałowego tomu - Ostatniej walki. 




***OPIS*** 


On jest Czarnym Magiem, a ona zdrajczynią. Świat Ryiah runął, gdy odkryła niecne plany króla Blayne'a. Teraz musi zdradzić wszystko, co kocha, aby uchronić królestwo przed wojną. Rozdarta między miłością a obowiązkiem, sercem a rozsądkiem Ry podejmuje się niebezpiecznej misji. Ma pomóc rebeliantom i przekonać przedstawicieli królestwa Pythus, aby zerwali pakt ze skorumpowanym królem Jeraru, jednocześnie oszukując najpotężniejszego maga w królestwie, a zarazem swojego męża. Wcześniej czy później będzie musiała stanąć do walki.


***RECENZJA***


Muszę przyznać, że podczas czytania tej książki naprawę się stresowałam losami młodej magini, a moje emocje można pomnożyć razy dwa. Jestem typem człowieka, który nie cierpi kłamstwa, unika go jak ognia, stresuje go i zupełnie nie umie kłamać. Można też wysnuć wnioski, że gdybym to ja była bohaterką tej pozycji, to długo bym nie pożyła 🤣 Ryiah musi utrzymać w tajemnicy sekrety, od których zależą losy królestwa, a także jej związek z ukochanym, więc napięcie nie odstępuje nas ani na krok. Dodatkowo autorka podkreśla, że to bardzo trudna sytuacja dla młodej czarodziejki. Dziewczyna nie znosi jej dobrze, chociaż jest gotowa poświęcić swoje idealne życie na rzecz większego dobra. Przeżywamy z nią każdy moment, każdą emocję, każdą decyzję.


Styl pisania autorki nadal jest bardzo lekki i czyta się błyskawicznie, jednocześnie nie jest on zbyt prosty czy infantylny. Lektura tej pozycji to sama przyjemność, napięcie jest umiejętnie budowane, dzięki czemu od pierwszych stron nie możemy się oderwać od czytania.


Pierwszy i drugi tom to książki, które bardzo mnie wciągnęły, ale jednocześnie nie było w nich zbyt dużo napięcia. Czytało je się tak dobrze dzięki ciekawej historii i lekkiemu pióru autorki. W 3 tomie pod koniec nastąpił przełom, po którym miałam kaca książkowego, ale czwarty tom ogromnie mnie zaskoczył i po prostu pozamiatał.  Carter decyduje się porzucić pewne oczywiste schematy, które przylgnęły do tego typu książek i po prostu jesteśmy pewni, że dana historia potoczy się w taki, a nie inny sposób, ale autorka mówi stanowcze nie. I mimo, że powiedziałam o "oczywistym schemacie" to sprawa dotyczy bardzo ważnych, kluczowych wątków, dlatego niewątpliwie Was zaskoczy.


Nasi bohaterowie dorastają i widzimy to w ich postępowaniu, a także w spojrzeniu na świat. W pewnych momentach zrobiło się nawet brutalnie, czego również się nie spodziewałam w tej serii, ale zdecydowanie zadziałało na czytelnika, dzięki czemu uważam to za kolejny plus.


Mam pewne zastrzeżenia co do zakończenia (dosłownie samej końcówki), nie jest ona zła, ale miałabym na nią inną wizję. Jest ok, ale czułam, że coś mi się po prostu nie zgadza i powinno to wyglądać inaczej. No cóż, taka była wizja autorki, została wykonana poprawianie, nie jest to coś, co by sprawiło, że zamieniłabym spojrzenie na tę pozycję, bo nadal uważam, że jest rewelacyjna.


Ostatnia walka to cudowne zakończenie serii Czarnego Maga, które koniecznie musicie poznać. Ta książka zszarga Wam nerwy, ale w sposób, jaki oczekujemy tego od autorów. Carter porzuciła pewne schematy i stworzyła pozycję, która zyskuje znacznie wyższy poziom od pozostałych tomów, które również były dobre. Serdecznie polecam młodzieży, a nawet dorosłym.


Pozdrawiam

Gosia 




Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

środa, 5 sierpnia 2020

Hej! Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam trochę o Jak czytać ludzi. Psychologia jest dla mnie bardzo interesującą dziedziną i chętnie poznaję mechanizmy kierujące ludźmi. Kiedy przeczytałam tytuł tej pozycji, spodziewałam się, że dostanę poradnik, który pomoże rozpoznać mi dane gęsty, zachowania i sytuacje, a dzięki nim lepiej zrozumiem intencje drugiego człowieka. Czy czytając tę książkę możecie liczyć na tego typu naukę?


***OPIS***

Książka jest kluczem do odczytywania ludzi: ich intencji, motywacji, dążeń, a w efekcie przewidywania ich zachowań. Dzięki zawartej tu wiedzy pozyskasz umiejętności przydatne wszędzie tam, gdzie masz do czynienia z ludźmi: w domu, biznesie, wśród przyjaciół i znajomych. Autorem “Jak czytać ludzi" jest Robin Dreeke, były szef Wydziału Analizy Behawioralnej FBI. Dzięki swemu doświadczeniu w jednej z najbardziej tajemniczych jednostek Federalnego Biura Śledczego Dreeke wypracował system, który pozwala zdiagnozować i przewidzieć ludzkie zachowania. Teraz tą wiedza dzieli się z Tobą.

“Nauczę cię myśleć jak agent: w sposób uporządkowany, obiektywnie, racjonalnie i chłodno. Z takim nastawieniem można precyzyjnie analizować czyny, słowa, mowę ciała, opinie, reputację, karierę zawodową i zdolności, czyli te elementy, które pozwolą ci przewidzieć dalsze kroki danej osoby.”

“Przewidywanie czyjegoś zachowania to nie fizyka kwantowa, lecz nauka społeczna. Musisz tylko napisać właściwe równanie – stosując logikę, strategię, sceptycyzm, spostrzegawczość – i nie zapominać, że prawda czasami bywa nieprzyjemna, a mimo to nie można zamykać na nią oczu.”

***RECENZJA***


W książce tej naprzemiennie występują dwie części. Jedna to kartki z dziennika agenta, a druga to część, którą można określić jako typowo poradnikową. Myślę, że ten sposób zapisu znajdzie zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Mnie dziennik zupełnie nie porwał i nie wciągnął, prawdę mówiąc wolałabym, żeby został usunięty lub aby wpleciono krótkie fragmenty z życia między konkretne porady.

Poradniki to nie są książki, po których powinniśmy spodziewać się zapierającej dech akcji, chociaż przy kartkach z dziennika mogą pojawić się oczekiwania wciągających historii, ale z tą pozycją wyjątkowo się męczyłam. Wydarzenia z życia agenta wydały mi się nudne i zupełnie nie zachęcały mnie do dalszego czytania, przez co zmuszałam się do lektury i zajęła mi ona bardzo dużo czasu.

Argumenty i porady zawarte w tej pozycji mogą trafić do, w mojej opinii, niezbyt dużej grupy osób potrzebujących rad związanych z życiem zawodowym. Jednocześnie wydaje mi się, że dużo z nich jest bardzo oczywistych, a autorzy dodatkowo je powtarzają. 

Pomijając kartki z dziennika, które, jak wspomniałam, nie były dla mnie napisane w sposób interesujący, styl autorów można uznać za dobry. Niestety momentami czułam się, jak podczas czytania wypracowania z polskiego, poprawnie, ale niektóre argumenty były rozwijane jakby na siłę, bo trzeba podać uzasadnienie, nawet jeśli coś jest oczywiste.

Podsumowując: ta książka nie nauczy Was czytać ludzi, może wąskiej grupie da pewne rady odnośnie życia zawodowego. Czy polecam? Raczej nie. Jeśli ktoś zna dobrą książkę tego typu, to zachęcam co podzielenia się tą informacją w komentarzach.

Pozdrawiam serdecznie
Gosia


Książkę otrzymałam we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

wtorek, 30 czerwca 2020

Hejka! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kolejnego tomu z serii Czarnego Maga. Poprzednie części urzekły mnie dzięki stylowi autorki i ciekawej fabule, w której mimo braku szalonych zwrotów akcji, było coś przyciągającego, co nie pozwalało oderwać się od lektury. Czy tym razem autorce udało się nas zaskoczyć?  


***OPIS***


Dwudziestoletnia Ryiah jest czarną maginią frakcji bojowej, ale nie jest Czarnym Magiem. Jeszcze. Niemal od zawsze pragnęła zdobyć legendarną szatę, jednak tylko tego jednego roku będzie mogła wziąć udział w prestiżowym – i jedynym w swoim rodzaju – turnieju dla magów… Szkoda, że będzie musiała wystąpić przeciwko pewnemu księciu – temu, którego dotąd jeszcze nigdy nie pokonała. Nabór kandydatów wreszcie nadchodzi. Zwycięzca otrzymuje szaty, ale w królestwie czyha coś mrocznego. Wrogie królestwa otaczają ojczyznę Ryiah. Pora zawrzeć sojusz. Niestety dla Ryiah to dopiero początek. Bo największy wróg mieszka w samym pałacu.

***RECENZJA***

Carter ukazuje nam kolejne etapy edukacji Ryiah, która ciężko pracuje, aby móc wyróżniać się swoimi umiejętnościami. Jest zmotywowana i ambitna, doceniam, że jest ona bohaterką, która nie tylko urodziła się z talentem, ale samodzielnie go rozwija. Na przestrzeni trzech tomów towarzyszymy jej w wielu ważnych sytuacjach, które kształtują ją na naszych oczach i wpływają na osądy.

W Kandydatce nadal obserwujmy walkę miłości i rywalizacji. Zakochani pragną szczęśliwego związku, ale również wygrania konkursu i władzy, którą on daje. Bardzo polubiłam tych bohaterów, czytanie o ich poczynaniach w ciągu 5 lat edukacji stwarza pewną więź miedzy nimi a czytelnikiem. 

Rachel E. Carter zachowała lekkie pióro, które sprawia, że przez jej książki się płynie - nawet mimo małej ilości zwrotów akcji. Dlatego pogrążyłam się w lekturze i zupełnie nie spodziewałam się, że tym razem autorka postanowi zagrać mi na nerwach. Ostatnie rozdziały książki bardzo mnie zaskoczyły, przyzwyczajona do spokojnego tempa nie mogłam przewidzieć takiego ruchu. Kandydatka pozostawi Was z dużym kacem książkowym.

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z Czarnym Magiem byłam przestraszona, że główna bohaterka ma piętnaście lat. Uznałam, że nie mogę liczyć na większe emocje, lub Carter stanie się kolejną autorką, która nie potrafi dostosować zachowań do danej grupy wiekowej. Okazało się jednak, że towarzyszyliśmy Ryiah podczas jej dorastania i edukacji, mogliśmy obserwować jej rozwój i konkretne sytuacje, które na niego wpływają. Oparta na starych, dobrze nam znanych schematach historia, ma w sobie wyjątkowe elementy, które sprawiają, że czytanie tych książek to sama przyjemność.
Polecam :)

Zaczytanego dnia
Gosia



Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

piątek, 12 czerwca 2020

Hejka! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją Księżycowego Miasta, czyli najnowszej powieści Maas i początku nowej serii, która ma być skierowana do dorosłych czytelników. Czy Sarah J. Maas zadowoli osoby, które dorastały czytając Szklany tron i Dwory?


***OPIS***


Bryce Quinlan jest dziewczyną, która w połowie jest człowiekiem, a w połowie Fae. W świecie pełnym magii, niebezpieczeństw i ognistych romansów poszukuje zemsty!


Bryce Quinlan kocha swoje życie. W dzień pracuje dla handlarza antyków, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty, a nocą imprezuje razem z przyjaciółmi, delektując się każdą przyjemnością jaką Lunathion – znane również jako Crescent City – ma do zaoferowania. Ale gdy bezwzględne morderstwo wstrząsa miastem, wszystko zaczyna się rozpadać – również świat Bryce.

***RECENZJA***


Na początku warto trochę powiedzieć o wydaniu tych książek, bo ta kwestia budzi dużo kontrowersji. Wydawnictwo podzieliło jeden tom na dwie części, ponieważ razem pozycja ta miałaby około 1200 stron, jej czytanie byłoby niewygodne i prawdopodobnie złamałby się jej grzbiet. Została za to wydana w bardzo staranny sposób z miękką oprawą, ale ze skrzydełkami i złotymi zdobieniami :).

Po przeczytaniu pierwszej części stwierdziłam, że jest dobra, jak na zwykłą młodzieżówkę, ale od Maas oczekiwałam więcej. Doszłam jednak do wniosku, że jej pierwsze tomy stanowią bazę do całej historii, więc niezrażona kontynuowałam lekturę. Druga część sprawiła, że zmieniłam zdanie i nie mogłam oderwać się od czytania. W środku nocy ciągle powtarzałam siebie: "jeszcze jeden rozdział". Dlatego polecam kupić od razu obie części, bo nie zapominajmy, że razem stanowią one jeden tom. Akcja została poprowadzona z rozmachem i pomysłowością. Maas stworzyła zakończenie w sposób, w jaki inni autorzy piszą finały całych swoich serii.

Nie udało mi się zżyć z bohaterami. Może to jeszcze za szybko? W końcu postacie z pozostałych serii pokochałam na przestrzeni kilku tomów. Bryce to szalona imprezowiczka i dodatkowo wulgarna, na tle dalszych wydarzeń przechodzi pewną metamorfozę, jednak przez pierwsze wrażenie nie mogłam się z nią utożsamić. Jest ona jednak bardzo silną i zaradną bohaterką z dużym potencjałem, który mam nadzieję, ujawni w kolejnej części. Natomiast Hunt i relacje z nim zostały oparte na starych, dobrych schematach, które mi się podobały, ale nie były wyjątkowo zaskakujące. Mam nadzieję, że te elementy zostaną rozwinięte w kolejnych tomach.



Sarah J. Maas umieściła swój świat we współczesnych czasach, ale wypełniła go magią, dzięki czemu nadal jest on wyjątkowy. Jest tu mnóstwo magicznych stworzeń, zarówno tych popularnych, jak i takich, których możecie nie znać. Wydaje się, że niczym nie może nas zaskoczyć, a jednak jest w tym wszystkim oryginalny i pomysłowy.

Bohaterowie Maas bardzo dużo przeklinają i chociaż wydaje mi się, że w drugiej części jest tego mniej, to myślę, że ta ilość powinna zostać zmniejszona o połowę.  Wulgaryzmy nie podkreślają dorosłości postaci. Często pojawiającym się zarzutem wobec tej pozycji, jest również to, że wszyscy są tam piękni. Czy tak jest? Owszem. Niby jeśli to świat idealnych, magicznych istot, to ich uroda nie powinna nikogo dziwić, ale pamiętajmy, że piękno jest pojęciem subiektywnym i każdy może je trochę inaczej postrzegać. Dodatkowo ja, jako czytelnik dostaję dokładny opis tych stworzeń i zupełnie nie przeszkadza mi ich perfekcyjny wygląd.

Księżycowe Miasto to pozycja, która trzyma w napięciu i nie pozwala się odłożyć. Kolejne strony zdradzają nowe tajemnice i pokazują nowe zagadki. Jak mogliście zauważyć w recenazjach Dworów czy Szklanego tronu raczej roztapiałam się z zachwytu, a teraz wymieniłam trochę niedociągnięć i wad, ale to nie znaczy, że to pozycja średnia, czy po prostu dobra. Podczas lektury bawiłam się rewelacyjnie i nie mogę się doczekać kolejnej części. Polecam 😊

Pozdrawiam cieplutko
Gosia 




Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Cześć Kochani!
Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi i bezpieczni oraz często myjecie rączki. Aby umilić Wam ten czas, przygotowałam recenzję pokrzywowej maski do włosów Fitocosmetics, po której użyciu będą zazdrościli Wam włosów, niczym Fallon z "Dynastii" zazdrościła ich Cristal :D (oglądacie?)

Dostępność, cena i opakowanie pokrzywowej maski do włosów Fitocosmetics 


Maska jest ogólnodostępna w wielu drogeriach internetowych, ale nie tylko. Znalazłam ją nawet na stronie Empiku. Kosztuje +- 10 zł. Produkt zamknięty jest w małe wiaderko z rączką wykonane z dość twardego plastiku, więc jest całkiem porządne. Po jakimś czasie napisy z opakowania zaczęły się ścierać, a wieczko nie pełniło swojej funkcji tak dobrze, jak wcześniej, ale poza tym wszystko trzymało się całości, co jest zdecydowanie na plus.


Czy warto kupić pokrzywową odżywkę do włosów Fitocosmetics?

Wcześniej rzadko stosowałam odżywki, ponieważ moje włosy były ładne i bez nich. Jednak po pewnym czasie zaczęły tracić te walory, włosy zaczęły mieć tendencję do przesuszania i przestały wyglądać tak dobrze, więc postanowiłam wybrać sobie jakąś odżywkę. Kierowałam się głównie składem, który w tej masce okazał się całkiem przyzwoity. Głównie dlatego mój wybór padł właśnie na ten produkt i...

...okazał się strzałem w dziesiątkę!

Maska doskonale nawilża włosy, które po jej użyciu stały się miękkie, gładkie oraz lekkie i lśniące. Wyglądały o wiele lepiej niż wcześniej. Używałam jej, po prostu nakładając na długość włosów, ale także wczesując ją i polecam Wam ten drugi sposób. Początkowo nie byłam pewna, czy dobrze spłukuję kosmetyk z włosów, ponieważ były aż sztucznie śliskie i gładkie. Dodatkowym plusem jest przyjemny, delikatny zapach, a konsystencja produktu jest dość gęsta. Efekt na włosach utrzymuje się od jednego do dwóch dni, więc jeśli myjecie włosy w takim odstępie czasowym, będzie to jak najbardziej zadowalający efekt. Włosy po użyciu kosmetyku łatwiej się rozczesują i są mniej poplątane. 

Warto wspomnieć o... 

... dość niskiej wydajności. Nie mam bardzo długich włosów, a potrzebowałam dość sporej ilości kosmetyku na pokrycie całej długości. Dodatkowo opakowanie jest dosyć małe. Zużyłam już dwa i moje włosy chyba już się nią znudziły, ponieważ nie przynosi tak świetnych efektów, jak na początku. 

Myślę jednak, że...

...warto przetestować pokrzywową maskę na włosy Fitocosmetics i zobaczyć, czy u Ciebie też sprawdzi się tak dobrze, jak na moich włosach ❤️

Zachęcam serdecznie do zaobserwowania bloga, aby być na bieżąco! Już niedługo zaczynam nową, włosową serię, która może Cię zaciekawić!

Zapraszam Cię również do zaobserwowania naszego profilu na Instagramie, gdzie z Gosią działamy dosyć aktywnie. Dodajemy tam zdjęcia zapowiadające nasze posty, dzięki czemu będziecie wiedzieć o nich pierwsi! 😉 https://www.instagram.com/ogrod_zycia/

Warto też zerknąć na stronę na Facebooku
https://www.facebook.com/Goojko/

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Hejka! Ostatnio pisałam dla Was o Pierwszym Roku i chcę Wam powiedzieć o tej serii zdecydowanie więcej, bo jest o czym mówić. Niebawem pojawi się recenzja 3 i 4 tomu, a teraz zapraszam do poznania mojej opinii o Adeptce.




***OPIS***


Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii Magii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.

Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją…

Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.


***RECENZJA***


Seria ta jest zdecydowanie wyjątkowa na tle innych z tego gatunku. Mimo, że akcja nie wylewa się z każdej strony, to wszystko zostało tak zaplanowane i opisane, że nie da się oderwać od tych książek. Nie inaczej jest z Adeptką. Autorka stworzyła bardzo przemyślany świat, w którym wszystko skrupulatnie zmierza do pewnego celu.

Carter ma bardzo lekkie pióro i można przepowiedzieć, że przez książkę się płynie. Przeczytałam już całą serię i mogę powiedzieć, że historia została świetnie przemyślana, chociaż znacznie więcej swojego potencjału ujawni dopiero w kolejnym tomie. Poznajemy tu przeciwnika i chociaż fabuła bardzo mi się podobała, myślę, że można było dodać jakąś szokującą walkę, która wciśnie w fotel. Tak naprawdę każdy opisany etap życia naszej bohaterki jest bardzo ważny i sprawia, że odczuwane przez nas emocje w kolejnych tomach bardzo się nasilają.

Jesteśmy świadkami kolejnych etapów edukacji i szkolenia naszych bohaterów. Akcja Adeptki dzieje się na przestrzeni kilku lat i bardzo mnie to cieszy, gdyż z początku przeszkadzał mi wiek Ryiah. Zaakceptowałam go jeszcze w Pierwszym roku, ale jednak dobrze, kiedy zachowanie osoby dorosłej jest przypisane właśnie takiej postaci. Przyjmie widzieć rozwój głównej bohaterki, jak dojrzewa, rozwija swoje umiejętności i rosną jej ambicje.

Zarówno styl autorki, postacie, jak i fabuła rozwijają się z tomu na tom. Dziwię się, że tak długo ignorowałam tę serię, bo zdecydowanie jest godna uwagi. Polecam dla młodzieży, chociaż już tej trochę starszej :)

Muszę przyznać, że ciężko pisze mi się recenzję tej książki, widząc, jak ogromny postęp zrobi autorka w kolejnych tomach, bo ta książka była naprawdę  dobra, ale nad kolejnymi częściami dopiero można się rozpływać. Zaufajcie mi - warto. Jeśli czujecie, że jest to Wasz klimat - nie zastanawiajcie się i czytajcie.

Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrówka
Gosia




Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

środa, 5 lutego 2020

Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kolejnej ciekawej młodzieżówki fantasy - zapraszam do czytania :)



***OPIS***


Opis na lubimy czytać różni się od tego na mojej książce. Polecam jednak zapoznać się z tym, bo ten brzmi lepiej i nie zdradza tak dużo :)

 ***RECENZJA***


Fantastyka to mój ulubiony gatunek, ale mam pewne wymagania, bo, nie oszukujmy się, wiele z tych książek to dokładne podążanie po utartych schematach. Jednak nawet opierając się na nich można stworzyć coś oryginalnego, co wciąga i nie pozwala się oderwać.

Pierwszy rok pokazuje historię plebejuszki, która stara się udowodnić swoją wartość i zostać maginią bojową w najlepszej szkole. Na koniec roku z tej frakcji zostanie wybrane 5 osób, które będą mogły kontynuować naukę. Nie ma tutaj większego zła, z którym trzeba walczyć, ale jednak jej szkolenie okazuje się bardzo ciekawe. Mordercze treningi, które okazują się mieć dużo sensu i skupiają się na trenowaniu konkretnych zdolności. Obserwujemy jej walkę z własnymi słabościami.

Bohaterowie może nie są tak genialni, jak w książkach Maas, ale zostali dobrze wykreowani, nie są płascy. Są ciekawi, mają własne poglądy i emocje.

Bardzo podoba mi się motyw walki o marzenia. Ryiah nie urodziła się l genialną maginią, która wyprzedza wszystkich w nauce, bo już wszystko wie i ma nieskończone pokłady mocy. Ona ciężko na to pracuje dniami i nocami, walczy ze słabościami.

Były momenty, które mnie zirytowały lub po prostu mi się nie spodobały. Nie mogłam przeżyć, że jej 15-letni brat bliźniak skrada serca kobiet i jest ich łamaczem, ale pomijając ten wiek, jego flirt jest niezbyt udany. Dodatkowo Ryiah za wszelką cenę chce chronić swoją przyjaciółkę przed zakochaniem się w nim. Z czasem jednak jakoś stało się to mniej rażące.
Jeśli ten wiek Was zaczął zniechęcać, bo kiedy go poznałam u mnie też pojawiły się wątpliwości, to zdradzę, że w 2 tomie jest trochę przeskoków w czasie, więc nie będzie do tylko historia dziewczynki.

Komu mogę polecić tę pozycję? Młodszej młodzieży zdecydowanie, ale starszej również może się spodobać. Aktualnie czytam 3 tom i mogę powiedzieć, że jest tylko lepiej. Styl autorki, który był lekki i przyjemny już w Pierwszym roku, rozwija się i czyta się to jeszcze lepiej. To samo tyczy się bohaterów i ich historii. Jestem bardzo zadowolona - polecam :)

Pozdrawiam ciepło
Gosia





Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

wtorek, 28 stycznia 2020

Hejka! Dzisiaj zapraszam Was do recenzji bardzo dobrego debiutu, który wciągnie Was w świat jasnowidzów pracujących w tajnych organizacjach rządowych :)



***OPIS*** 

Teddy Cannon nie jest typową dwudziestokilkuletnią kobietą. Owszem, jest zaradna, bystra i pokręcona. Ale potrafi też z niesamowitą precyzją czytać ludzi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że jest prawdziwym medium.

Kiedy seria złych decyzji prowadzi Teddy do wpadki z policją, interweniuje tajemniczy nieznajomy. Zaprasza ją do złożenia podania do instytutu dla mediów, placówki ukrytej u wybrzeży San Francisco, gdzie studenci są szkoleni niczym pracownicy Delta Force: uczelnia ta jest konkurencyjna, bezwzględna i ściśle tajna. Studenci uczą się tam telepatii, telekinezy, umiejętności śledczych i taktyki SWAT. A jeśli przetrwają szkolenie, kontynuują służbę na najwyższych szczeblach władzy, wykorzystując swoje umiejętności do ochrony Ameryki i świata.

W grupie Teddy zaprzyjaźnia się z Lucasem, buntownikiem, który siłą woli umie wzniecić ogień i ma nad nim kontrolę; Jillian, hipsterką, która umie pośredniczyć w komunikacji między zwierzętami i ludźmi; oraz Molly, hakerką, która potrafi uchwycić stan emocjonalny innych osób. Ale gdy Teddy czuje, że być może wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi, zaczynają się dziać dziwne rzeczy: dochodzi do włamań, giną studenci i wiele więcej. Teddy przyjmuje niebezpieczną misję, która ostatecznie sprawi, że dziewczyna zacznie kwestionować wszystko – swoich wykładowców, rodzinę, a nawet samą siebie.

***RECENZJA***


Instytut to pozycja, która wprowadza na rynek czytelniczy świeżość i nowe pomysły. Sądzę, że książek w tym stylu jest bardzo niewiele. Tematyka jest nam na tyle nieznana, że autorka ma wiele możliwości na puszczenie wodzy fantazji. Na kartach tej powieści ukazuje ogromny potencjał głównej bohaterki, nad którym stara się ona zapanować. Archer dostaje ode mnie duży plus za to, że Teddy musi zapracować na każdy sukces. Myślę, że ten tom to zaledwie wstęp do magicznego świata, który zostanie jeszcze znacznie poszerzony i będzie zapierać dech w piersiach.

Jest to książka, która przyciąga uwagę swoją piękną okładką, ale oferuje nam znacznie więcej. Początek jest spokojny, jednak akcja z każdym kolejnym rozdziałem nabiera tempa, aż w końcu nie jesteśmy w stanie przerwać czytania.
Archer w ciekawy sposób łączy elementy fantastyczne z kryminalnymi, dodając tym dreszczyku emocji.



Elementem, nad którym radziłabym popracować autorce są bohaterowie. Zwłaszcza rozwinęłabym trochę przyjaciół Teddy. Mają oni różne nadprzyrodzone zdolności i dobrze byłby poświęcić im chwilę więcej i pozwolić czytelnikowi bardziej zachwycić się nimi i ich umiejętnościami.

Mam nadzieję, że się nie mylę, a Instytut to tylko czubek góry lodowej. Pole do popisu jest ogromne i liczę, że autorka je wykorzysta. Jeśli świat jasnowidzów Was zainteresował, to dajcie mu się wciągnąć i przeczytajcie Instytut.

Pozdrawiam ciepło
Gosia 



Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros. Otrzymałam ją we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.

Cześć Kochani!
Miałam plan dodać ten wpis wcześniej, ale niestety przypadkowo go usunęłam :( Jednak nie poddaję się i piszę jeszcze raz! Grudzień już dawno za nami, a co za tym idzie, koniec otwierania kalendarzy adwentowych. Miałyście jakiś i jakie macie wrażenia? Ja miałam przyjemność otwierać kalendarz adwentowy Makeup Revolution, w którym znalazłam aż 25 produktów. Nie zabrakło w nim pomadek, o których  napiszę w tym poście. Zapraszam do przeczytania!


Makeup Revolution amazing lipstick

Dostępność, opakowanie i cena pomadek Makeup Revolution Amazing Lipstick Rouge A Levres 

Pomadki pochodzą z kalendarza adwentowego Makeup Revolution i wydaje mi się, że te kolory zostały wyprodukowane na jego potrzeby. Kalendarze są jeszcze dostępne w wielu drogeriach internetowych, często w promocyjnych cenach. Poszukałam jednak zamienników w odcieniach tej samej serii, a są to:

Brązowa szminka: Makeup Revolution Nude Amazing Lipstick Rouge A Levres (4,90zł)
Różowa szminka: Makeup Revolution Dollhouse 116 Matte Lipstick (inna seria, około 25zł), Makeup Revolution Rouge 141 Matte Lipstick (inna seria, około 25zł).

Opakowane w plastik, wysuwa się, zamykany na "zatrzask" - standardowo ;).

Swatche pomadek makeup revolution

Kolor, aplikacja, pigmentacja i trwałość pomadek Makeup Revolution Amazing Lipstick Rouge A Levres 

Nie ukrywam, że na początku bardziej spodobał mi się brązowy odcień, jednak ku mojemu zaskoczeniu, na ustach wygląda zupełnie inaczej niż na dłoni, czy w opakowaniu. Wpada raczej w różowawe tony, co jednak nie zmienia faktu, że bardzo mi się podoba - taki kolorek na co dzień. Róż na swatchu wygląda identycznie jak na ustach i jest dość intensywny.

Carnation


Co do pigmentacji - nie mam zastrzeżeń, jest bardzo dobra, ale też nie za mocna, dzięki czemu aplikacja nie sprawia dużego problemu. Zdecydowanie bardziej precyzyjnym należy być przy nakładaniu różowej pomadki, jednak nie powoduje to większych kłopotów.

Makeup Revolution amazing lipstick rouge a levres


Trwałość oceniam jako dobrą. Z łatwością przetrwają lekkie posiłki. Niestety wysuszają usta, więc warto zadbać o odpowiednie nawilżenie, aby zapobiec brzydkiemu ścieraniu się i zmniejszyć do minimum suchość ust. Nie mam żadnego kłopotu ze zmyciem pomadki podczas demakijażu.

Czerwona koszula Sinsay

Czy warto kupić pomadki Makeup Revolution Amazing Lipstick Rouge A Levres?

Pomadki są całkiem przyjemne, idealne na co dzień, więc myślę, że warto zapoznać się z ofertą kolorów szminek  Makeup Revolution Amazing Lipstick Rouge A Levres. Co do całego kalendarza adwentowego - myślę, że był trafnym wyborem i mimo że adwent już się skończył, wielką frajdą będzie jego otwieranie, a zawartość jest naprawdę świetna! Dajcie znać, czy chętnie przeczytalibyście recenzję innych produktów z kalendarza. Chętnie poczytam Wasze komentarze :)

Do przeczytania!
Oliwia

Zapraszam Was do zaobserwowania naszego profilu na Instagramie, gdzie z Gosią dodajemy zdjęcia zapowiadające nasze posty, dzięki czemu będziecie wiedzieć o nich pierwsi! 😉 https://www.instagram.com/ogrod_zycia/ Zapraszam Was również do polubienia naszej strony na hasło Facebooku https://www.facebook.com/Goojko/



środa, 8 stycznia 2020

Hejka! Mam nadzieję, że rok 2020 zaczął się dla Was w cudowny sposób i mieliście czas na dobre książki. Ja, chodząc spać codziennie koło 2, nadrobiłam trochę czytelniczych zaległości i przeczytałam fantastyczne pozycje, o których w najbliższym czasie Wam opowiem. Dzisiaj zapraszam do recenzji Sadie :)



***OPIS***

Poznaj jedną z najpopularniejszych amerykańskich powieści roku 2018. Nominowana do Goodreads Choice Awards zajęła 2 miejsce na liście Best YA Fiction. Sięgnij po thriller YA, który zmrozi krew w Twoich żyłach.

Sadie nie ma łatwego życia. Dorastając bez rodziców, wychowuje swoją siostrę Mattie i choć życie ich nie rozpieszcza, najgorsze dopiero nadejdzie. 

Kiedy Mattie zostaje znaleziona martwa, cały świat Sadie się rozpada. Po nieudanym dochodzeniu policyjnym jest zdeterminowana, aby znaleźć zabójcę i wymierzyć mu sprawiedliwość.

West McCray, który prowadzi audycje radiowe poświęcone małym, zapomnianym miasteczkom w Ameryce, podsłuchuje historię Sadie na zapyziałej stacji benzynowej. Dziennikarz wkrótce zaczyna mieć obsesję na punkcie odnalezienia dziewczyny, która zaginęła w trakcie poszukiwań mordercy swojej siostry. Nagrywa podcast, w którym podąża śladami Sadie, starając się odkryć jej losy i odnaleźć ją samą, zanim będzie za późno.

 ***RECENZJA***


Największym plusem tej książki jest szczerości i prawdziwość - do bólu. Zero różowych okularów, farta, niespodziewanej radości. Historia Sadie jest ponura i pełna cierpienia, sprawia to, że bardzo trafia do czytelnika. Pokazuje brutalność tego świata, niesprawiedliwość i to niesamowicie urzeka. Sadie załamana utratą siostry, chce wymierzyć sama sprawiedliwość, a aby to osiągnąć musi zmierzyć się z wieloma trudnościami. Naprawdę było mi żal głównej bohaterki, bo opis jej czynów i emocji porusza, a także pewien brak nadziei na to, że jeszcze będzie dobrze. Dziewczyna po utracie wszystkiego, co kochała ma tylko jeden cel w życiu.

Książka została napisana w dość niecodzienny sposób. Na przemian z rozdziałami o Sadie, mamy te w formie podcastu o niej. Trochę obawiałam się tej formy i pochodziłam do niej sceptycznie, jednk szybko się przekonałam. Czytając ją odnosimy wrażenie, że uczestniczymy w śledztwie i depczemy bohaterce po piętach.

Sadie to mądra i silna dziewczyna. Mimo trudnego życia, starała się dać siostrze dzieciństwo, którego ona nie otrzymała. Bardzo kochała Mattie i widać to na kartach powieści, co jeszcze bardziej uzmysławia czytelnikowi odczuwane przez nią poczucie straty.

Pojawia się tylko jeden znaczący minus. Mimo, że kiedy oceniam poszczególne elementy tej pozycji i uważam, że zostały napisane bardzo dobrze, to kiedy patrzę na całość, muszę z przykrością stwierdzić, że czegoś mi zabrakło. Nie było tej iskierki, która nie pozwala odłożyć książki na bok nawet w najbardziej zapracowanym czasie. Mimo, że ostatnio miałam go naprawdę mało, to Sadie, nawet jak na takie standardy, czytałam bardzo długo. Niby bohaterka cały czas zmienia miejsce swojego pobytu, odkrywa nowe fakty itd. ale zabrakło mi tu paru szalonych zwrotów akcji bądź zaskoczeń, które wbijają w fotel.

Sadie ma ogromny potencjał, chociaż niestety widzę, że nie został w pełni wykorzystany. Myślę, że mogę ją polecić osobom, które lubią skupić się na tym, co dzieje się w głowie bohatera i nie przeszkadza im akcja, która przeważnie trzyma się na jednym poziomie. Jeśli lubicie czuć to charakterystyczne napięcie, to raczej nie jest pozycja dla Was.


Pozdrawiam ciepło
Gosia



Książkę otrzymałam we współpracy barterowej za recenzję zawierającą moją subiektywną opinię.